Były czasy, kiedy tabernaculum z Ciałem Chrystusa znajdowało się w centrum ołtarza.
Odprawiający Mszę Świętą kapłan był zwrócony w stronę Boga Najwyższego, w stronę Nieskończoności.
Pierwszy wśród nas, jeden z nas.

wtorek, 19 stycznia 2016

Adieu



Niespodziewanie wezwał mnie Rozpuszczalnik (inaczej mówiąc, wezwał sam siebie) i oświadczył: "OK, masz ten urlop".
Od dawna marzyłam, aby powtórzyć podróż dookoła świata sprzed lat. Tę z plecakiem i bez jasnego celu, o atmosferze z fotografii.
Kiedy wrócę, nie wiem.


Było mi tu dobrze.
Tym goręcej pozdrawiam przyjaciół i Czytelników anonimowych.
Życzę Im wszystkim odwagi i szczęścia w roku 2016.

p.

środa, 16 września 2015

Gross w ʺDie Weltʺ: Polacy podczas wojny zabili więcej Żydów niż Niemców



Osobnik, który to napisał, nazywa się Jan Tomasz Gross, jest profesorem Uniwersytetu Princeton, a jego polskim wydawcą był (wciąż jest?) ZNAK.

Oszczerca uchodzi za Żyda, ale według tradycyjnych żydowskich kryteriów Żydem nie jest, ponieważ jego matka była Polką z tzw. dobrej rodziny. 
J.T. Gross od lat wysługuje się nastawionym antypolsko Żydom i kwalifikacja "szabesgoj" nie powinna go gniewać. W Wikipedii można znaleźć, że "zarzucane mu są elementy manipulacji i braku proporcji w opisywanych zjawiskach, co podkreśla m.in. dr August Grabski z Żydowskiego Instytutu Historycznego", a w licznych czasopismach i w sieci można znaleźć opinie bardziej kategoryczne, słusznie nadające się do głośnej lektury wyłącznie, kiedy dzieci już śpią.

Po ostatnim wylizaniu niemieckiej ręki (mam na myśli tytułowy wywiad dla Die Welt) nawet Aleksander Smolar, określany przez St. Michalkiewicza mianem głównego cadyka Rzeczypospolitej, nie wytrzymał i nazwał słowa Grossa ʺobrzydliwymi i nieodpowiedzialnymiʺ.


Co w gruncie rzeczy ciekawi mnie znacznie więcej niż sam Gross (natura jest pełna podobnie obrzydliwych zjawisk), to niepojęta wyrozumiałość Polaków i ʺPolakówʺ wobec tego manipulatora:
  • Aleksander Kwaśniewski odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
  • W 2008 roku wydawnictwo "Znak" wydało jego książkę "Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści". (Autor stawiał w niej m.in. tezę, że antysemityzm w Polsce po II wojnie światowej miał przyzwolenie społeczne. Według Grossa miało tak być m.in. wskutek udziału licznych Polaków w zagrabieniu mienia ofiar holokaustu, czego po wojnie komuniści nie rozliczali.)
  • W lutym 2008 roku krakowska prokuratura, po przeprowadzeniu postępowania sprawdzającego, odmówiła wszczęcia śledztwa związanego z publikacją "Strachu". Uznała, że autorowi książki, jak również wydawcy nie można przypisać przestępstwa publicznego znieważenia narodu polskiego.
  • W 2011 Krakowska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie znieważania narodu polskiego i nawoływania do nienawiści w książce "Złote żniwa" (uznano, że nie można mówić o popełnieniu przestępstwa).
Pozostaje mieć nadzieję, że krakowska prokuratura nie będzie wiecznie jedyną uprawnioną do przeprowadzania postępowania nad badaniem zawartości nikczemności w nikczemności Grossa.










Czy jednak koniecznie należałoby poddać psychoanalizie kogoś, komu od czasu do czasu śni się, że historyk z Princeton otrzymuje Order Orła Białego, dożywotnie stanowisko Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, abonament na wyścigi psów, stanowisko redaktora naczelnego Tygodnika Powszechnego, medal Pierwszego Husarza PSL, okładkę i cztery strony w Newsweeku oraz miejsce na cmentarzu w pobliżu byłego premiera Menahema Begina, który zdezerterował w Palestynie z 2go Korpusu Polskiego gen. Andersa?

Mnie w każdym razie do śmiechu nie jest i ani myślę ryzykować odpowiedzi.

wtorek, 28 lipca 2015

"Niebezpieczne związki 2015"



To było tak:
Bociana dziobał szpak,
później była zmiana i szpak dziobał bociana,
później jeszcze były trzy zmiany -
ile razy szpak był dziobany?



Szczegóły dziobania: 

Kard. Dziwisz został wczoraj uhonorowany międzyreligijną Nagrodą im. kard. Augustyna Bea. 
Nagroda przyznawana jest przez amerykańską Ligę Przeciw Zniesławieniu (ADL), jedną z najbardziej wpływowych organizacji żydowskich. 

Nowy Jork: kard. Dziwisz odznaczył dyrektora ADL Złotym Medalem Jana Pawła II 
Medal wręczał delegat kardynała, ks. kanonik Mirosław Król. W mowie laudacyjnej podkreślił długoletni wkład Abrahama Foxmana w dziele dialogu polsko-żydowskiego i chrześcijańsko-żydowskiego.








Foxman, ach Foxman:
  • Foxman zapowiedział: "Zniszczę FSSPX jeżeli nie przyjmie nauczania posoborowego" (FSSPX - Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X, "lefebryści ")
  • Foxman wydarł się do Benedykta XVI, żeby zawiesił proces beatyfikacyjny papieża Piusa XII?! (Foxman: ""Choiaż rozumiemy, że proces beatyfikacji jest wewnętrzną sprawą Kościoła to sprawa dotycząca tego co Pius XII zrobił, lub nie zrobił, aby pomóc w ratowaniu Żydów podczas Holokaustu jest fundamentalną kwestią, która musi być rozwiązana dla dobra stosunków między Żydami i katolikami")
  • Foxman zajadle atakował Mela Gibsona za film "Pasja"
  • Foxman popiera prawa amerykańskich gejów


Czy kardynał D. nie mógł powiesić medalu na kimś mniej szkodliwym dla Kościoła Katolickiego?


czwartek, 23 kwietnia 2015

Belzebub w nerwach

Do mnie, dzieci Wdowy!
Gewałt!


Kto zajrzał na blog Władysławy z 30 marca i dowiedział się, że "Baba ściga arcybiskupa, czyli jak skonstruować młot na Kościół" (Z frontu walki z reakcją (191)), z pewnością skojarzył jej "raport" z faktami. A potem odetchnął, kiedy przemyski sąd oddalił skargę "feministki Jelenin na arcybiskupa Michalaka" i nie dopuścił do totalnej kompromitacji wymiaru sprawiedliwości. 

Jest kilka przyczyn niezwykłej aktywizacji pracowników Belzebuba, rozproszonych po wszelkich światowych instytucjach. Po latach harówki na wysokich szczeblach rzymskokatolickiej drabiny, po latach wielkich i małych ustępstw ze strony kolejnych sterników Nawy, Belzebub, zapewne nie bez zaskoczenia odkrył, że nie tylko przechowały się kościelne enklawy, nie wyprane do czysta z Ewangelii, ale również, że korba postępu zaczyna napotykać opór.
A tyle było sukcesów: odwieczną Mszę świętą zastąpiono mszą "siad-wstań-siad-jak-ta-baba-czyta", ustawiono celebranta tyłem do ołtarza intuicyjnie związanego z bożą obecnością, wyrzucono resztki integrującej Kościół łaciny, usunięto śpiew gregoriański na rzecz piosenek country, upowszechniono homilię, czyli usypiającą powtórkę ze świeżo odczytanej ewangelii, oraz nakazano księdzu siedzieć i słuchać jak kolejne czytania są masakrowane przez osoby z łapanki (w konsekwencji czego Apostoł Narodów prezentuje czasem swój list do Tesaloniczan głosikiem kastrata i bawi zebranych niedopiętą spódnicą). 
I na tym nie koniec - lista wyczynów kościelnego obozu postępu zygzakuje przez tańce liturgiczne aż po manualne przekazywanie sobie "znaku pokoju" (potu i brodawek), co wprowadza w stan paniki ludzi alergicznych na macanie bez powodu.

Jeśli niektóre z wymienionych zjawisk nie są jeszcze w Polsce tak częste jak na Zachodzie, to proszę nie mieć złudzeń - są już zapakowane i przewiązane wstążeczkami w pięcio- i sześcioramienne gwiazdki.

W miarę wyludniania się świątyń, nałożono na katolików obowiązek znoszenia ekumenizmu uprawianego z krzesełka ustawionego w jednej linii ze stołkami pogaństwa, oraz konieczność brania udziału w bezowocnych dialogach, dniach i tygodniach różnych religii nie tylko katolicyzmowi wrogich, ale wrogich coraz bardziej. Ustalono przy okazji, że za zabójstwo Chrystusa odpowiadają Rzymianie i że żydów nie należy nawracać. Pozostaje czekać na oficjalne zastąpienie czterech Ewangelii przez jakąś EPP (Ewangelię Papieży Posoborowych).

I oto teraz, gdy "rząd światowy" jął wiązać wielkie nadzieje z papieżem Franciszkiem, coś zaczęło w trybach jego spychacza zgrzytać. A przecież koncepcja najnowszej kampanii wydawała się znakomita. Oto przy użyciu wewnętrznej piątej kolumny powiązano ze sobą dwie rzeczy - pod konieczną refleksję nad sytuacją katolików, którym nie powiodło się małżeństwo, podpięto diabelski pomysł importu do sakramentalnego życia Kościoła praktykujących sodomitów. Inaczej mówiąc, podjęto prace nad zrównaniem pozycji rodzin z podejrzanie pachnącymi kwiatuszkami z tęczowej łąki pomyłek Natury. Przypomnę, że w czasach wolności słowa, w odniesieniu do tego kwiecia używano terminu "zboczeńcy".



Tymczasem stała się rzecz nieoczekiwana - wobec niezbyt jasnej postawy papieża Franciszka, wielu purpuratów zatrzęsło się, a w grupie najgłośniej krzyczącej non possumus! znalazła się istotna część hierarchów polskich. Mniejsza w tym momencie o to, czy wylewają oni z kąpielą i zatwardziałych dewiantów i ofiary małżeńskiego fiaska, ale fakt rewolty jest teraz nerwowo analizowany w obozie wrogów człowieka.  

Gdyby Belzebub był głową państwa jednoczącego wszystkich miłośników rozkładu, wypowiedziałby katolikom wojnę, a co najmniej rozdarłby się przeciwko nim z trybuny ONZ. Sytuacja byłaby jasna. Tymczasem jego perfidne oddziały, rozproszone i często niewidoczne, prowadzą z człowiekiem zarówno jawną walkę fizyczną, jak i więcej czy mniej dyskretny Kulturkampf w polityce, nauce i mediach.

Przyjrzyjmy się paru ostatnim konwulsjom, ilustrującym tytułowy stan nerwów Demona.

Tak się składa, że w sensie instytucjonalnym Kościół demokratyczny nie jest, a Papież nie musi się tłumaczyć przed jakąkolwiek partią. Prawnym życiem Kościoła rządzi Kodeks Prawa Kanonicznego, a nie wystawione w stronę Watykanu dwa palce roznosicieli postępu, z braku sukcesów chorych czasem na wrzody żołądka.





Historia ks. Lemańskiego jest ogólnie znana. Roma locuta, causa finita! Księżulo do Canossy albo do cywila! Basta! 
Trzeba mieć w tej sytuacji sieczkę w głowie, żeby w lewicującym żurnalu La Repubblicawystawić na światło dzienne "list otwarty do papieża Franciszka z apelem o interwencję" w sprawie księdza, który, jak mniemam, przez pomyłkę wstąpił do seminarium duchownego zamiast od razu zostać posłem PO.
 

Na pośmiewisko wystawił się duet Jarosław Mikołajewski i Adam Michnik. Drugiego nie trzeba przedstawiać, a pierwszego nie warto (bardziej znany i tak już nie będzie). 















Jeszcze po kaczce puszczonej przez Michnika i Mikołajewskiego nie zniknęły na medialnej wodzie zmarszczki, a już z inicjatywą zbiórki pieniędzy dla duchownego wystrzelił prof. Andrzej Jaczewski, seksuolog i 25 letni autor felietonów na temat "Kultury seksualnej" w Gazecie Wyborczej. Niestety, strzał wypadł słabo, bo kula ledwie z lufy wylazła, a już spadła. Głównie z powodu braku potrzeby takiej zbiórki.

Jakże mogłoby w gronie skarżypytów zabraknąć Joanny Senyszyn? 
Nie powiem, abym była amatorką osoby i stylu kardynała Dziwisza, ale z nim przynajmniej dałoby się pogawędzić bez wstrętu. Zdaniem subtelnej w mowie i uczynkach teologicznej eskpertki, podczas Drogi Krzyżowej homilia powinna skupiać się na męce Chrystusa, a w rzeczywistości kazania często są "o d... Maryni".Właścicielce najpiękniejszego głosu IV RP chodziło zwłaszcza o kazanie kard. Dziwisza w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Joanna Senyszym nie jest wśród feministek jedyną ekspertką w zakresie teologii katolickiej. Daleko jej do takiej specjalistki jak Magdalena Środa, znana m.in. jako "profesor nadzwyczajny". Według niej (wywiad w tyg. Wprost) nie tylko "biskupi kłamią, oszukują, są pyszni i mało wykształceni", ale również "Jezus z całą pewnością nie zabraniał zapłodnienia in vitro i nie kazał głosować na PiS". Kiedy, jak nie w tym momencie, mogłabym z całym moim "pralniczym" autorytetem zapewnić Magdalenę Środę, że Jezus nie zabraniał również latać samolotem i posiadać laptopa. Madame - tu zwracam się do niej bezpośrednio - upoważniam panią do cytowania tej ostatniej rewelacji bez potrzeby podawania źródła w postaci niniejszego blogu. I niech Odwieczna Materia ma panią w swojej opiece. 

Nie mógł nie wetknąć do rosnącego na zaKwasie antykatolickiego ciasta swojej delikatnej łapki Biedroń Robert, świeżo wybrany na prezydenta Słupska, miasta znanego nie tylko z "domków". Nie wiem, czy sam wlazł na krzesło, ale tak czy inaczej portret Jana Pawła II zniknął i pewnie łażą teraz po nim pająki.  
No i zobaczymy, bo jak Robcio Bogu, tak Bóg Robciowi - jak głosi stare przysłowie kubańskie.

Na koniec wspomnę o dwóch wyczynach zagranicznych - jednym tragicznym, a drugim komicznym.

Wyjątkowo małą dozę zakłamania wobec chrześcijan objawili muzułmanie w trakcie przedostawania się z Libii do Włoch. Niewątpliwie z powodu ich niewłaściwej religii, wrzucili do Morza Śródziemnego dwunastkę chrześcijan, a ta się od tego skutecznie utopiła. Oprawcy są pod kluczem, ale z pewnością są już zapewniani, że postępowa Europa zagwarantuje im najlepszych adwokatów, media - zrozumienie i współczucie, a minister sprawiedliwości - dietę halal,telewizję w celi, oraz przyszłą redukcję kary co najmniej o połowę.

Wyczyn komiczny, ciągnący się od trzech miesięcy, możemy zaś zawdzięczać prezydentowi Franciszkowi Hollande, który uparł się zainstalować w Watykanie geja jako nowego ambasadora. Laurent Stefanini jest znany jako notoryczny homoseksualista, a prezydent Hollande jako, powiedziałabym, notoryczny prezydent. Sprawa ma charakter cienkiej prowokacji i mam nadzieję, że papież Franciszek zachowa się jak Papież Kościoła Katolickiego. Podobno 18 kwietnia Franciszek przyjął upartego kandydata prywatnie, ale o czym mówili nie mam pojęcia, bo nic nie wyciekło.

Co powiedziawszy, przyznaję sobie prawo do nadziei, bo nadzieja nie tylko umiera ostatnia, ale też manifestuje czasem objawy powrotu do zdrowia. 

p.




piątek, 16 stycznia 2015

Charlie Hebdo: "Dokonaliśmy więcej cudów niż wszyscy święci i prorocy"



Tymczasem w moim francuskim posoborowym Kościele żaden cud się nie objawił. Chyba, że chodziłoby o jeden, pachnący poniżeniem i siarką, kiedy to 8 stycznia, w hołdzie (en hommage) redakcji piśmidła Charlie Hebdo, rozdzwoniły się w Paryżu dzwony katedry Notre Dame.

Jednocześnie, tak o własnych (tytułowych) cudach wydziera się w najnowszym numerze Charlie Hebdo jego redaktor naczelny, Gérard Biard: "W przeciągu tygodnia, ateistyczny Charlie dokonał więcej cudów niż wszyscy święci i prorocy razem. (...) Co nas najbardziej rozśmieszyło, to dzwony Notre Dame, które rozbrzmiewały na naszą cześć. (...) Chcielibyśmy wysłać papieżowi Franciszkowi wiadomość, że zaakceptujemy dzwony Notre Dame tylko po warunkiem, że będą w nie biły Femenki".

Czas przypomnieć, że postępowy szmatławiec utrzymywał się w wielkim stopniu z bluźnierstw. Szczególną jego pogardą cieszył się francuski Kościół Katolicki, coraz mniej zdolny do działalności wykraczającej poza klepanie standardowych homilek przed publicznością o średniej wieku powyżej 70 lat. Wciąż jednak jeszcze gotów do nadstawiania drugiego policzka rozbawionym uczniom Lucyfera.

Znakomitą ilustracją stosunku Charlie Hebdo do chrześcijaństwa jest sławna okładka z trzema osobami Trójcy Świętej jako "trzema tatusiami kardynała André Vingt-Trois", arcybiskupa Paryża. Jest prawdą, że gdyby nie fakt, że tym rysunkiem Luz'a (Renald Luzier), ochlapano już wiele stron pisanych i internetowych, nie odważyłabym się go zamieścić. 


Jeszcze parę wieków temu, autor rysunku straciłby poczucie humoru na stosie, a reszta redakcji musiałaby się przyzwyczaić do braku słońca w lochach. Dzisiaj, od kilku dni, pismo stanowi natchnienie milionów durni na całym świecie.

Owszem, powiedziane jest (Mt 5) "Miłujcie nieprzyjacioły wasze", ale też nigdzie nie jest powiedziane, że należy z nimi sypiać. Powiedziane jest również "Módlcie się za tych, którzy was prześladują" i dobrze byłoby przy tym zaleceniu przystanąć, pozostawiając resztę Panu Bogu.

Tymczasem, w ponure południe 8 stycznia 2015, w gęstniejącym deszczu, kilkakrotnie uderzył dzwon, potem drugi i trzeci, aż wreszcie wszystkie trzy biły w zachmurzone niebo przez cały kwadrans. W tym samym czasie, w katedrze, celebrowano mszę "na cześć ofiar zamachu i ich rodzin" (La Croix).

Medytowałam właśnie nad granicami oddzielającymi współczucie i miłosierdzie od ... (boję się napisać), kiedy odkryłam tekst: "Słowa papieża Franciszka do kardynała Vingt-Trois w związku z zamachem przeciwko Charlie Hebdo".

Tekst, podpisany przez Sekretarza Stanu, kardynała Pietra Parolina, głosi m.in. co następuje: "Jego Świątobliwość łączy się w modlitwie w cierpieniu z pogrążonym w żałobie rodzinami i smutkiem wszystkich Francuzów. (Jego Świątobliwość) powierza ofiary miłosiernemu Bogu, modląc się, aby przyjął je do swojej światłości".

A teraz siedzę przy klawiaturze i zastanawiam się, czy mogę zaryzykować opinię, że sam Pan Jezus mógłby się wiele nauczyć od naszego papieża w zakresie traktowania grzeszników obrzydliwych i aroganckich. Groźby Chrystusa pod adresem zatwardziałych grzeszników były niedwuznaczne. Czyż o Judaszu nie powiedział On na przykład, że lepiej byłoby dla niego, gdyby się nigdy nie narodził?

Moje spojrzenie na decyzje i słowa Jego Ekcelencji Jérôme'a Beau, biskupa pomocniczego diecezji paryskiej, byłoby łagodniejsze, gdyby o dzwony i mszę w Notre Dame błagały go skruszone rodziny zabitych. O tym jednak coś by się w mediach słyszało. Gorliwość Notre Dame miała więc charakter symboliczny.

Owszem, musimy wybaczać ("i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom"), tak jak musimy modlić się o zbawienie zmarłych grzeszników, ale też istnieje w tym wszystkim kwestia proporcji i przykładu dawanego żyjącym.

A Watykan? 
Czy wpłynęły do stosownej kancelarii prośby o papieskie modlitwy i "łączenie się w cierpieniu", czy też była to gorliwość kogoś z otoczenia papieża?

Oczywiste jest, że papieskie słowo zostało sformułowane bez klauzuli nieomylności i że w związku z tym mogę sobie pozwolić na jawny brak entuzjazmu wobec reakcji Watykanu. Bo tak się składa, że wiernym ziemia usuwa się spod stóp, kiedy pasterze zaczynają biegać za wilkami albo za własnym zdezorientowanym stadem, które oczekuje czegoś zupełnie przeciwnego.

Czy nie dosyć dziur w kościelnej Arce? Sobór Watykański II postawił sobie za cel dopasowanie jej do współczesności. Czy musiał jednak posługiwać się głównie świdrem?









Kto chce, niech się z rysunku śmieje. Ksiądz mówi "WATYKAN II OTWORZYŁ KOŚCIÓŁ", a ministrant dorzuca "...I LUDZIE WYSZLI".

praczka


PS
(1) Przepraszam Czytelnika za okrucieństwo, ale jak mogę pominąć, co mi poczta świeżo przyniosła! Oto ilustracja do uwag na temat aggiornamento, tym razem realizowanego we Flandrii: "Sobór Watykański II może prowadzić do utraty zmysłów: ilustrowany dowód na temat ministrantów z Ypres".



Zamieszczam rozkoszny obrazek ze strony, na której (u dołu) znajduje się video. Warto otworzyć! Nie należy potem ani śmiać się, ani płakać - trzeba zawinąć rękawy i przypomnieć sobie, że przed wszystkimi posłuszeństwami stoi posłuszeństwo Chrystusowi.


(2) Dowiaduję się właśnie, że francuski rząd chce ułatwić dostęp do aborcji (Le gouvernement veut améliorer l'accès à l'avortement). Ministrem zdrowia (zdrowia!) jest obecnie socjalistka Marisol Touraine, na fotografii bardzo z siebie zadowolona.

Może się zdarzyć (i nieuchronnie zdarzy), że madame, kwiat przecudny postępu, któregoś dnia się wykopyrtnie. Czy ponownie, w ramach niejawnego abonamentu na lewicowość, rozdzwonią się katedralne dzwony?...
p

piątek, 10 maja 2013

Skandal w Bydgoszczy - ksiądz nie dopuścił do pogańskich obrzędów w kaplicy




"Ateiści i innowiercy za mur" - rozwrzeszczał się pod cmentarnym murem Express Bydgoski.
"Ksiądz nie wpuścił do kaplicy" - podniosła krzyk Gazeta Pomorska. 
"Pewnie w grobach by się przewracali, gdyby to widzieli - mówili wczoraj ludzie zgromadzeni na cmentarzu parafialnym przy ul. Ludwikowo w Bydgoszczy. Dobrze, że chociaż deszcz nie pada." - miała usłyszeć głosy Katarzyna Piojda, niewiasta, która użyczyła gazecie pióra i podpisu (zgromadzenie sfotografował J. Pruss).
 
"Jeżeli pogrzeb jest świecki, na czas ceremonii tabernakulum można przenieść do innego pomieszczenia" - uznał właściciel zakładu pogrzebowego "Nero-Falkowski” w Bydgoszczy (istny Nero z Falkowskiego; mniej groźny od Nerona, za to w prawie kanonicznym równie mocny).

Poszło o dwie urny, których zawartość, jeszcze za życia*, wyraziła pragnienie spoczęcia na cmentarzu katolickim, pod warunkiem wszakże, że zarządzający cmentarzem ksiądz pójdzie w czasie przeprowadzki na ryby. 
 
 
 
Mądry i odważny proboszcz parafii NSPJ w Bydgoszczy, ks. prałat Roman Kneblewski, na pobyt szczątków się zgodził, ale do "pogańskiej ceremonii" w katolickiej kaplicy nie dopuścił. I na tę oto okazję skoczył obóz postępu, drąc ze zgorszenia struny głosowe i rozdzierając szaty. Zapominając, że spod rozdartych szat potrafi wyzierać zgorszenie jeszcze większe, acz innej natury.
Tak czy inaczej, mimo że z dachu ksiądz prałat gorącej kaszy nie lał, brama kaplicy okazała się nie zdobycia i "mistrz ceremonii" (tak nazywa się cywilny parodysta księdza) pożegnał urny na wolnym powietrzu. 
 
 


 
Okolicznościowe konwulsje bydgoskiego lewactwa można byłoby schować w pudełku z napisem "konia kują, a żaba nogę podstawia", gdyby nie koń. Na żabie, stworzeniu z gromady "bezogonowy płaz", podkowy nikt jeszcze nie wykrył, ale końskie obuwnictwo potrafi przybierać bardzo dziwne formy. Zwłaszcza że kowalstwo i materiał są przeważnie pochodzenia zagranicznego, a sam koń ma niewiele wspólnego z wierzchowcem, o którym Benedykt Chmielowski w "Nowych Atenach" pisał, że jaki jest, każdy widzi.
Gdyby ktoś odczuł potrzebę szczegółów, to doskonałych objaśnień w wykonaniu ks. Kneblewskiego można wysłuchać tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=51fbRjijwmA.

* * *

Nic tak nie wyjaśnia dziejów świata jak teoria spiskowa. Zawiązany przeciwko chrześcijaństwu prawie dwa tysiące lat temu spisek, został zintensyfikowany, kiedy do czynu przeszli adepci Adama Weishaupta. Mało jest wydarzeń i procesów historycznych tak wartych uwagi jak dzieje Iluminatów. Kto ma uszy i oczy, niech słucha i czyta. Pojmie przy okazji, co się stało z Kościołem Katolickim i dlaczego Paweł VI stwierdził w 1972 r., że "dym szatana wdarł się do świątyni Pana".
Świadomość tego, że oto dotykamy historii (Historii), pozwala machnąć ręką na fakt, że na dnie wielu politycznych wiader roiło się, roi i będzie roić od małych belzebubiąt, niecierpliwych premii za swoje cieniutkie zawodzenie. Dobrze jednak, że tym razem trafiło na Bydgoszcz, bo stamtąd dał się usłyszeć głos kapłana, który nie ma ochoty patrzeć w inną stronę, kiedy Bestia zaczyna wierzyć w zwycięstwo.

* * *

Chciałabym w tym momencie podziękować utalentowanej Pani, która - pod pseudonimem tatra - od lat pisuje na forum Stanisława Michalkiewicza. Gdyby nie jej dyskretna uprzejmość, nie dowiedziałabym się, tu we Francji, ani o przedstawionych wydarzeniach ani o osobie ks. Kneblewskiego. Gdyby nie ona, nie przerwałabym też długiego milczenia. A przecież nie tylko navigare necesse est - dawanie świadectwa jest konieczne jeszcze bardziej.
Grzeszne jest dzisiaj milczenie. I w Sodomie i ...w okolicach Asyżu.

praczka
 
 


PS Właśnie odkryłam, co dzisiaj, w felietonie "Dopóki papież nosi spodnie..." ( Najwyższy Czas!, 10 maja 2013), napisał Stanisław Michalkiewicz:
 
Otóż „Gazeta Wyborcza” jest taka żydowską gazetą dla Polaków, co widać również w publikacjach najweselszego tam działu religijnego. Komizm sytuacji polega nie tylko na tym, że żydowska gazeta dla Polaków bardzo się angażuje w meliorację Kościoła katolickiego; żeby był „otwarty”, to znaczy - żeby nawet pan redaktor Michnik, chociaż nie ma ani święceń, ani sakry, mógł zostać prymasem Polski - bo czyż to nie byłby przekonujący dowód otwartości? Żeby - mówiąc krótko - swąd szatana mógł przenikać do Świątyni Pańskiej już nie przez jakieś „szczeliny”, ale przez wszystkie otwory wentylacyjne.

Przyszło mi natychmiast na myśl, że ks. Kneblewski zapewne amatorem Kościoła otwartego nie jest i że "win" swoich wobec obozu po(d)stępu uznać i zmazywać nie zechce.
A przecież różne są w tej dziedzinie lansowane mody: dzień islamu, tydzień tolerancji, kwartał ateizmu, semestr judaizmu... 
Końca nie widać!


____________________________________________________________________
(*) Użyłam wyrażenia "dwie urny, których zawartość, jeszcze za życia..." najzupełniej świadomie. Kto się uznaje za ateistę, uważa się przez to za zorganizowaną w procesie ewolucji materię (czyż pojęcie "miliony lat" nie załatwia definitywnie zagadnienia "życia" w ścisłych umysłach poetów, kierowniczek muzeów sztuki współczesnej i specjalistek w zakresie gender studies?). 
Wracający do materii ateiści powinni być więc zadowoleni z danego przeze mnie popisu logiki.